poniedziałek, 18 marca 2013

Jak wyzwalać lampy błyskowe?

Prosty, tani, niezawodny wyzwalacz lamp błyskowych.

Dziś temat nie polazorientowany a bardziej uniwersalny fotograficznie: Jak wyzwalać? W studio i nie tylko.
Ano tak jak widać na obrazku.
Prosto, niedrogo i niezawodnie. 100 wyzwoleń na 100, synchronizacja w pełnym zakresie czasów migawki. Tak, nawet do 1/500. Lub więcej, jeśli aparat pozwala ;)


Relatywne ograniczenia? Odległość. Relatywne, powtarzam. Jeśli koniecznie musisz robić zdjęcia pełnej sylwetki ogniskową 500 mm to będzie to tylko nieco więcej kosztowało. Jakieś 2 zł/metr :)
[TAK! 2 zł a nie 2 PLN!! Grrrrr.....]
Za metr odległości, nie sylwetki ;)

Po długich rozważaniach, przemyśleniach, porównaniach technicznych uwolniłem się od marketingowej bzdury: "uwolnij się od kabli". A jak się już "uwolnisz" to jesteś taki szczęśliwy, że nie widzisz że uwiązałeś się na smyczy baterii/akumulatorów ;)
I wydatków.
I problemów technicznych.

Wyzwalacze radiowe. No cudo. Nie ma kabli. Łączysz z lampą i hajda!
Mhmmmm.... Tak, ale:
- baterie lub akumulatory
- zakłócenia czyli zawodność (2,4 GHz dla wyzwalacza przenoszącego sygnał "załącz"??? Chyba kogoś pogięło! Częstotliwość tak wraźliwa na wszystko, z fatalnymi zdolnościami penetracyjnymi zupełnie jest bez sensu)
- wzajemne położenie anten nadajnika i odbiornika (właściwie podpada pod "zawodność")
- realny czas synchronizacji
- współpraca z lampami o wysokim napięciu na złączu synchro
- koszt.

Nooo, ale w zamian za to nie muszę się tak strasznie męczyć z paroma przewodami leżącymi na podłodze! Jaka ulga!! :>

Baterie kosztują, akumulatory trzeba ładować. NiMh stosunkowo niedługo przechowują ładunek, właściwym działaniem jest: trzymać w ładowarce (i to nie takiej dodawanej do paczki akumulatorków tylko porządnej, przechodzącej po naładowaniu aku w tryb podtrzymania), wkładać akumulatory do odbiorników przed użyciem a po sesji wyjmować i wkładać do ładowarki. Tylko wtedy nie zdechną nam niespodzianie. Jeśli mamy większą ilość wyzwalaczy to takich ładowarek potrzeba dwóch lub trzech co najmniej.


Nooo, ale w zamian za to nie muszę się tak strasznie męczyć z paroma przewodami leżącymi na podłodze! Jaka ulga!! :>


Wyzwalacze radiowe, jak wszystkie cosie radiowe, są wrażliwe na zakłócenia elektromagnetyczne i polaryzację anten nadajnika i odbiornika. Zakłócenia (szumy) pogarszają czytelność sygnału a anteny powinny być względem siebie równoległe - każde odchylenie pogarsza sygnał, przy 90 stopniach urządzenia mogą się nawet całkiem nie dogadać.
To wpływa na zdolność do zsynchronizowania lampy na najwyższej możliwej prędkości migawki.
Złe ustawienie anten lub spore zakłócenia i nagle z obiecywanej 1/250 sek robi się ledwie 1/100 lub nawet 1/80 sek. Poważnie.
Już sam układ elektroniczny wprowadza opóźnienie sygnału. Połączenie radiowe będzie zawsze wolniejsze niż podłączenie bezpośrednio drutem.

Nooo, ale w zamian za to nie muszę się tak strasznie męczyć z paroma przewodami leżącymi na podłodze! Jaka ulga!! :>

No i koszt. Wyzwalacz i co najmniej 2 (a lepiej 3) odbiorniki. A jak przyjdzie co do czego to okazuje się, że przynajmniej jednego brakuje :)
Najprostszy, najtańszy zestaw (PT-04) - nadajnik + 3 odbiorniki to ok. 200 zł.
Tyle, że te układy są zawodne. Nie można 100% liczyć na odpalenie lamp za każdym razem. Słabsze baterie, nieoptymalne wzajemne ustawienie anten i już mamy "wypadające" błyski.

Coś lepszego to koszt od 80 zł za sztukę (nadajnik lub odbiornik). Lub sto-parędziesiąt. Aż do poziomu Pocket Wizarda, który jest drogi nawet dla Amerykanów a w polskich realiach zarobkowo-cenowych jest absurdalnie drogi.


Do tego jest jeszcze jedna sprawa - napięcie na złączu (lub stopce) synchro lampy. Otóż jest wiele lamp, które mają napięcie wyższe niż 6 V. Np.: 70 V. Albo 300.
Nie tylko aparat usmażą ale też i odbiornik.
Te potwornie drogie PW wytrzymują tylko 60V! I dobieraj teraz człowieku lampy do tego. A jeśli masz ukochany stary zestaw Elinchrome'ów, Bowens'ów czy innych to na pewno mają ok 300V na złączu synchro. I co? Zmienisz na najnowsze tylko z powodu jednego czynnika? Hehehe...

I tutaj następuje lekko zmodyfikowany powrót do korzeni :)

Jedna lub dwie kostki synchro, kawałek przewodu, jedna byle jaka lampa tyrystorowa o napięciu poniżej 6V na stopce. I to wszystko. Koszt całkowity - ca. równowartość jednego (!) chińskiego nadajnika/odbiornika średniej klasy. No może trochę więcej.
I okazjonalna wymiana baterii w jednej(!) lampie-nadajniku. Lampa błyska bardzo słabo więc pobiera niewiele energii. Więc komplet baterii wystarcza na bardzo długo.

Lampa przerobiona tak by błyskała najkrócej (czyli najsłabiej czyli moźe strzelić wcześniej niź najszybciej nawet ładująca sìę lampa studyjna za umptylion złotych :) ).
Do tej lampy podciągnięte fotocele od lamp zasadniczych. Na przewodach. Leżą sobie na ziemi i patrzą na lampę wyzwalającą. Dzięki temu lampy mogą być ustawione dowolnie, błyskać dowolnie słabo lub w dziwnych kierunkach a i tak się wszystkie wyzwolą. Bo nie odpalają się jedna od drugiej tylko wszystkie z jednego źródła.
I te lampy zasadnicze mogą mieć i 1000V na złączu. I można ich podłączyć bezproblemowo ile chcieć. 5, 10, 100...
I w prosty sposób załatwiamy sobie odłączanie lamp indywidualne i grup lamp. Wystarczy przewody odpowiednio w pęczki powiązać... :)
Jedyny koszt to 2 zł za metr przewodu od każdej lampy i fotocela.



Prosta fotocela z optotriaka. Odporność do ok. 800V.

I to nie taka za 50 zł/szt. Tylko 15zł. Prosta, mało czuła, wytrzymała na wysokie napięcia (np.: 800V). Nie musi być bardzo czuła bo leży zaraz przy lampie wyzwalającej.

I tu jest najlepsze: można to zrobić samemu.
O tu, proszę, są schematy: fotocele fotograficzne


 Albo można zamówić u mnie, jeśli się nie ma lutownicy, narzędzi, czasu lub cierpliwości do lutowania drobnych detali :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz